środa, 5 marca 2014

O POMAGANIU BLIŹNIEMU...

Czytając dziś różne ciekawe i mnie interesujące rzeczy natrafiłam na ciekawy wpis i dużo komentarzy pod nim, oględnie mówiąc chodziło o pomoc. Czytając komentarze co poniektórych flaki mi się  przewracały na drugą stronę, jaki to każdy jest dobroduszny i pomocny, jaki wspaniałomyślny - Matka Teresa i Papież w jednym. A jak wyjeżdżasz ze stacji paliw to nikt Cię nie wpuści chyba że wymusisz - porażka. Ale ja nie o tym chciałam. Przypomniała mi się historia ciekawa z czasów jeszcze kiedy 60 km. robiliśmy z mężem do pracy samochodem, nie było kolorowo, ale nie było źle - zawsze mieliśmy jakąś przygodę na drodze, zabawną albo mniej, ileż to razy nam się przytrafiało jak jakiś mało urodziwy półmózg do nas wysiadał, bo mu koks szare komórki przeżarł :), ale znów nie o tym chciałam. Pewnego razu wyjeżdżając z domu do pracy, zauważyliśmy przy stacji PKP, niewielkie zgromadzenie. Była to zima sroga i mroźna tego dnia było chyba  ze 30 na minusie. Patrzę, a kobitka macha ręką żeby się zatrzymać, a że my dobre ludzie to się zatrzymaliśmy. Mówią nam, że pociąg opóźniony już 40 min. i czy jak jedziemy już, to czy moglibyśmy podrzucić ich do następnej miejscowości to innym pociągiem pojadą, który u nas akurat się nie zatrzymuje. My jako wspaniałomyślni oczywiście się zgodziliśmy. Podwieźliśmy, a podziękowaniom nie było końca :). Następnego dnia - mróz zelżał, więc pociągi jeździły wzorowo, patrzymy a nam macha kolo, którego między innymi poprzedniego dnia zabraliśmy, zatrzymaliśmy się grzecznie i pytamy co się dzieje, a on na to że się spóźnił i czy moglibyśmy podrzucić go do następnej miejscowości i on innym pociągiem pojedzie bo tu już nie będzie czekał. My na to - wsiadaj Pan żaden problem. Kolejnego dnia koleś znowu macha tą pieprzoną łapą czy go nie zabierzemy, pytam Panie co znowu zaspałeś - on że nie ale wygonie mu się jeździ z nami i najlepiej by było - skoro już jeździmy żebyśmy go do pracy wozili - pomimo iż nam to zupełnie nie po drodze, a on że przecież żaden problem, przecież to chwila samochodem. Podwieźliśmy go, ale obiecałam sobie, że nigdy więcej tego łachmyty i wykorzystywacza nie zabiorę. Kolejny dzień a ten tłumok stoi i macha, a ja na to do mojego męża - jedź i nie łap kontaktu wzrokowego. Odjechaliśmy - minę miał bezcenną. Powiem szczerze, że nie żałuję i mam go głęboko i to bardzo. Moim zdaniem tak nie wolno, rozumiem jak ktoś jest w potrzebie bo coś nie przyjechało, albo się opóźniło ale codziennie dupę wozić u obcych ludzi i nawet dziękuję nie powiedzieć. Może jestem wredna, ale przepraszam bardzo nie pozwolę żeby ktoś mnie wykorzystywał. Wyobraźcie sobie, że ten typ się pogniewał śmiertelnie i pewnie nieźle dupsko mi obrobił, ale to już jego sprawa.